poniedziałek, 7 listopada 2016

Czarodziejskie początki!

Hej! Przychodzę do was z tekstem, który będzie początkiem tego co będę tu publikować. Ostrzegam, że inspirowałam się Harrym Potterem (moja ulubiona seria, o której będzie niedługo post).

Czarodziejka”

Nie pójdę tam nigdy więcej! Niema mowy! Nikt mnie nie namówi! Przecież nie chciałam iść do szkoły magii, rodzice mnie tu zapisali, ale nie chcę tu chodzić!” - tak myślałam w pierwszej klasie. Teraz uważam, że da się tu przeżyć, ale jedno się nie zmieni: nigdy nie polubię alchemii. To najgorszy przedmiot na świecie! Uczy go pan Pozomir, którego nie cierpię, dlatego że ciągle bierze mnie do odpowiedzi i zadaje pytania, których nigdy nie przerabialiśmy. Wytrzymuję na tej lekcji tylko dlatego, że inaczej nie byłoby mnie tu z bratem, który pomaga mi, na przykład właśnie ze znienawidzoną przeze mnie alchemią. Dopóki Dalemia i Marigot (ja i mój brat) są w tej szkole, nie będzie nudno. Mówiąc „nie będzie nudno” miałam na myśli, że nie będzie brakowało kawałów typu: posypanie wszystkich proszkiem tęczy, kiedy będą spali lub wymykania się na dziedziniec i mazanie jednodniowym sprayem po murach. Jednak za miesiąc to się skończy, bo mój brat ukończy szkołę, która bez niego będzie szara i smutna. Nie, nie chcę żeby to się stało, nie chcę spędzać z nim tylko świąt i wakacji. Koniec z psikusami i nocnymi wypadami za teren szkoły, jednym słowem: wszystkiego. Postaram się wykorzystać ten czas najlepiej jak umiem.

Właśnie spałam sobie słodko, gdy ktoś mnie obudził. Był to nie kto inny jak kapitan drużyny Crisballa. Ta gra polega na tym, że za pomocą zaklęć próbujesz trafić do bramki, która jest na wysokości trybun. Kapitan właśnie budził mnie na trening o 4.00, ponieważ za tydzień mecz. Jestem obrońcą i jedyną dziewczyną w naszej drużynie, więc muszę być na każdym, ale to każdym treningu, gdyż chłopcy nie chcą wierzyć, że dam sobie radę. Dlatego dzisiaj będę chodzić po szkole niewyspana i głodna, bo nie da się skończyć treningu przed końcem śniadania, okrucieństwo. Po skończonym treningu, przemoczona i zmęczona, wracam do pokoju, żeby przebrać się i biec na alchemię. Potem transformacja, astronomia, wróżenie, a na koniec zwykła nauka zaklęć. I już tylko 29 dni. Tak mija mi jeszcze tydzień, (wstawanie na czwartą, biegnięcie na zajęcia i brak śniadania, no nie licząc z trzech żartów). I nareszcie koniec treningów o czwartej, bo dzisiaj mecz! Wygraliśmy!!! Obroniłam! Trafili! I wygraną mamy w tej chwili!
- Gratulacje Dali! - krzyknął do mnie Marigot.
- Dzięki! - zawołałam, ale nie zdążyłam powiedzieć więcej, bo porwał mnie tłum czarodziejów kibicujących mojej drużynie.
Następnego dnia jednak dowiedziałam się, że pan Pozomir nie lubi Crisballa, ponieważ zapytał mnie z tematu, który był na początku roku (eliksiru prawdy i odtrutki na niego działającej) i wtedy brat mnie uratował, sprawiając, że w oknie pojawiały się odpowiedzi na wszystkie pytania. Dziękowałam mu chyba bez końca, ale jego pomoc na to zasłużyła.

Niestety, jeszcze tylko tydzień do wakacji i pojawienia się Marigota na liście absolwentów. Choć myślałam, że to źle i okropnie, to teraz widzę, jak cieszy się mój brat, a wtedy przestaje być mi smutno i na mojej twarzy też gości uśmiech. Marigot po ukończeniu szkoły zostanie prawdziwym czarodziejem i ta myśl, myśl o tym, że będzie wtedy szczęśliwy, pomaga mi i dodaje otuchy. Ja dam radę, poradzę sobie w szkole i bez niego, bo on zawsze będzie przy mnie w moim sercu i pamięci. Dzięki niemu tu zostałam, nie wróciłam do domu, dlatego że miałam go przy sobie, on mnie strzegł, na początku wprowadził mnie do szkolnego życia i dlatego teraz tu jestem i widzę go jako swojego opiekuna, obrońcę i przyjaciela.
 Mam nadzieję, że fajne ;). Serwus!

2 komentarze: